
Mombasa
Mombasa to miasto położone na wyspie koralowej, gdzie rytm afrykańskiego wybrzeża łączy się z łopotem żagli dawnych portugalskich odkrywców. Zwiedzając miasto, zamiast zegarka lepiej mieć kompas – czas płynie tu inaczej, a kierunki wyznaczają stare arabskie forty, tętniące życiem targowiska i ukryte plaże. Choć na pierwszy rzut oka Mombasa to chaos, wystarczy usiąść w cieniu baobabu, by odkryć starannie utkany rytm życia.

Spędziliśmy w Mombasie dzień pełen wrażeń. Odwiedziliśmy wpisany na listę UNESCO Fort Jesus, meczet Mandhry, dawną pocztę i targ z przyprawami. Pocałowaliśmy klamkę w Świątyni Dżinistów, gdyż była zamknięta tego dnia. Przedarliśmy się przez uliczki pełne owoców i ubrań, a później złapaliśmy tuk tuka, który podwiózł nas do kłów słoniowych. Na zakończenie, zawitaliśmy do ogromnej manufaktury wyrobów drewnianych Akamba.
W dzisiejszym artykule przybliżymy to drugie pod względem wielkości miasto Kenii. Forty i zabytki Mombasy przechowują opowieści dawnych żeglarzy, a każdy zakątek oddycha przyprawami, słońcem i oceanem.
Zobacz jak jeździ się tuk tukiem po Mombasie:
Zapraszamy!
Dzieje Mombasy
Mombasa pulsuje historią niczym dźwięk starych suahilijskich bębnów. Przez wieki była jak skarb, przekazywany z rąk do rąk niczym kawałek cennego koralu. Handlowano tu złotem, kością słoniową, niewolnikami i historiami z dalekiego świata. Każdy, kto ją podbijał, zostawiał coś po sobie: czasem fort, czasem przepis na biryani. Dziś Mombasa jest jak mozaika: suahilijska, arabska, europejska i afrykańska jednocześnie. Jeśli Fort Jesus umiałby mówić, zapewne powiedziałby: – Widziałem już wszystko.
Narodziny suahili
Choć książki o historii Mombasy najczęściej otwiera się na rozdziale zatytułowanym „Vasco da Gama”, to dzieje miasta są znacznie starsze. Już 2025 lat temu do tego gwarnego centrum handlu dalekomorskiego przypływali obywatele Jemenu, Omanu i Persji. Kwitł tu wówczas handel przyprawami, drewnem, złotem, kością słoniową, skorupami żółwi, rogami nosorożców i niewolnikami.
W wyniku mieszanki kultur narodził się suahili, międzynarodowy język handlowy. Łączył języki bantu, hinduski i arabski w jedną barwną całość. Do dziś posługuje się nim blisko 50 milionów osób w Kenii, Tanzanii, Ugandzie i Kongo. O suahili przeczytasz więcej w artykule Kenia – Informacje Praktyczne.

Portugalczycy
Wraz z końcem 15-go wieku, do Mombasy zawitał Vasco da Gama. Gdy wypływał z Lizbony, gdzie dziś znajduje się jego grobowiec, Afryka nie istniała jeszcze na europejskich mapach świata. Ocean Indyjski był jak wielka szachownica, na której Europejczycy zaczęli przesuwać swoje pionki. Portugalczycy, z Vasco da Gamą na czele, szukali drogi do Indii, aby zarządzać handlem przyprawami.
W 1498 roku dotarli do Mombasy – suahilijskiego miasta o strategicznym położeniu i bogatej historii. Nie spotkało ich jednak ciepłe powitanie. Miejscowi kupcy, którzy od pokoleń handlowali z Arabami, Persami i Hindusami, nie byli zainteresowani nowymi przybyszami z Zachodu.
Portugalczycy wrócili siedem lat później, tym razem w mniej pokojowych zamiarach. Bez pardonu zaatakowali Mombasę, plądrując jej bogactwa. Chcieli przejąć kontrolę nad handlem i stworzyć tu wschodnioafrykański przyczółek portugalskiego imperium. Jednak mieszkańcy Mombasy nie zamierzali się poddać. Buntowali się przeciwko okupantom, co sprawiło, że Portugalczycy nie zdołali utrzymać stabilnej władzy.

Kluczowym elementem portugalskiej obecności stała się budowa Fortu Jesus w 1593 roku. Potężna twierdza, górująca nad wybrzeżem, miała na zawsze umocnić portugalską dominację. Jednak fort nie uratował ich przed gniewem miejscowych i rywalami z Omanu. Sto lat później Omańczycy, po długim oblężeniu, ostatecznie wyrzucili Portugalczyków z Mombasy.

Omańczycy
Kiedy Portugalczycy zbudowali Fort Jesus byli przekonani, że Mombasa na zawsze pozostanie ich bastionem. Nie przewidzieli jednak, że pewnego dnia zjawią się Omańczycy, mistrzowie morskiej strategii, którzy mieli inne plany na Mombasę.
Omańczycy postrzegali portugalskie twierdze w Afryce Wschodniej jako drzazgi w oku ich handlowego imperium. Ich wpływy rosły, a Portugalczycy, zbyt zajęci utrzymywaniem kolonii w Indiach, nie byli gotowi na wojnę o Mombasę z bogatymi sułtanami z Zanzibaru. – Dlaczego z Zanzibaru? – spytaliśmy Betty, naszą lokalną towarzyszkę w Mombasie. Otóż ta popularna współczesna wakacyjna destynacja należała wówczas do Omanu, a nawet przez pewien czas była jego stolicą.
W XVII wieku Omańczycy przypłynęli z silną flotą i rozpoczęli oblężenie Fort Jesus w Mombasie. Przez trzy lata Portugalczycy bronili się desperacko, ale głód, choroby i brak wsparcia z Goa sprawiły, że twierdza powoli upadała. Gdy w 1698 roku ostatni portugalscy żołnierze zostali wybici lub wzięci do niewoli, Omańczycy przejęli kontrolę nad Mombasą.
Nie byli jednak jedynymi władcami. W kolejnych dekadach suahilijscy kupcy i europejskie potęgi wielokrotnie próbowali odzyskać miasto. Omańczycy uczynili jednak z Mombasy strategiczny punkt swojego imperium i przez kolejne dziesięciolecia zarządzali nią za pomocą lokalnych namiestników.
Brytyjczycy
W przeciwieństwie do Portugalczyków i Omańczyków, Brytyjczycy nie przybyli do Kenii z armatami. Przynajmniej nie od razu. W XVIII wieku Mombasa znajdowała się pod kontrolą Omańczyków, którzy rządzili miastem twardą ręką, ale mieli jedną słabość: handel. A tam, gdzie pojawiał się handel, prędzej czy później zjawiali się Brytyjczycy.
Brytyjczycy wykorzystali rywalizację między miejscowymi suahilijskimi elitami a omańskimi sułtanami. Kiedy w XIX wieku brytyjska flota zaczęła dominować na Oceanie Indyjskim, Mombasa znalazła się w ich orbicie wpływów.
W 1895 roku Brytyjczycy oficjalnie przejęli miasto, tworząc protektorat Brytyjskiej Afryki Wschodniej. Omańczycy zostali odsunięci, suahilijska arystokracja zachowała część przywilejów, ale prawdziwa władza należała do Londynu. Zamiast budować kolejne forty, Brytyjczycy postawili na coś bardziej praktycznego: kolej.
Uganda Railway, zwana później prześmiewczo koleją lunatyków (Lunatic Express), połączyła Mombasę z interiorem Afryki. To przy jej budowie dwa lwy ludojady z Tsavo zjadły 28 hinduskich i 135 kenijskich pracowników. Dziś w tym miejscu znajduje się pizzeria o budzącej grozę nazwie Man Eaters Camp.
Dzięki rozwojowi kolei, Mombasa stała się kluczowym portem na Oceanie Indyjskim dla brytyjskiego imperium. Napływ hinduskich robotników, europejskich urzędników i kupców z całego świata sprawił, że Mombasa stała się jeszcze bardziej kosmopolityczna.
Kolonialne rządy przyniosły infrastrukturę, ale też podziały społeczne. Brytyjczycy prowadzili administrację poprzez lokalnych pośredników. Stare suahilijskie rody traciły wpływy, a miasto stawało się bardziej podporządkowane potrzebom imperium niż własnym mieszkańcom.
Mombasa jednak, jak zawsze, nie poddała się całkowicie. Handlowe serce biło dalej. Przyprawy i towary nadal krążyły po oceanie, a brytyjska obecność, choć silna, nigdy nie zdołała wymazać wielowiekowej suahilijskiej tożsamości miasta.

Niepodległa Mombasa
12 grudnia 1963 roku Kenia odzyskała niepodległość. Wraz z nią Mombasa, perła wybrzeża Oceanu Indyjskiego, przestała być częścią brytyjskiego imperium.
Nowa era oznaczała początek poszukiwania własnej tożsamości. Kenijczycy mogli wreszcie podróżować po własnym kraju bez paszportu. Zniknęły autobusy z podziałem na trzy klasy: luksusową brytyjską, średniej klasy hinduską i najgorszą, czyli kenijską. Skończyły się godziny policyjne. Nareszcie można było mieć w domu telewizor i kupić ziemię, choć oczywiście nie każdą.

Turystyka szybko stała się jednym z filarów gospodarki Mombasy. Szerokie plaże i kolonialna architektura zaczęły przyciągać podróżników z całego świata. Fort Jesus przestał być symbolem obcej dominacji, a stał się główną atrakcją turystyczną Mombasy, przypominającą o burzliwej przeszłości.
Mombasa pozostała kluczowym portem Afryki Wschodniej. Statki, które niegdyś przywoziły kolonialne towary, teraz dostarczają elektronikę, przewożoną następnie tirami do Nairobi. Miasto rośnie, a wraz z nim infrastruktura. Rozbudowano port, powstały nowe drogi, a kolej Lunatic Express z Mombasy do Nairobi, choć wiekowa, nadal spełnia swoją funkcję.

Chińczycy
W ostatnich latach w Mombasie coraz częściej widać również inwestycje chińskie. – Chińczycy obserwują co Zachód chce zaoferować Kenii. Następnie proponują to samo, oczywiście po niższej cenie, ale przy zachowaniu wysokiej jakości. Wybudowali nową kolej, dwukrotnie szybszą i bardziej nowoczesną niż Lunatic Express. Chińczycy jako jedyni inwestorzy zagraniczni w Kenii nie ingerują w politykę wewnętrzną kraju – skomentowała Betty, wręczając nam bilety do Fortu Jesus.
Tak zaczęła się nasza przygoda z Mombasą.
Zwiedzanie Mombasy
Na zwiedzanie Mombasy przeznaczyliśmy nieco ponad pół dnia. Choć ciasna zabudowa starego miasta utrudniała fotografowanie obiektów, to chyba udało nam się uchwycić esencję spaceru.

Starówkę Mombasy zapamiętaliśmy jako wymagającą remontu. W szczególności przydałoby się odnowić drewniane, kolonialne balkony oraz odpadające tynki. Zauważyliśmy również brak wody pitnej, spotykając po drodze wiele osób, przemieszczających się z kanistrami po benzynie w poszukiwaniu wody.
Domy w starym mieście były otwarte, choć wejścia zasłonięto kolorowymi kotarami. Spotkaliśmy tu sporo zadbanych kotów, wylegujących się na krawężnikach i na parapetach okien. Po wąskich uliczkach kursowały żółte tuk tuki.
W miejscach częściej odwiedzanych przez turystów, takich jak Fort Jesus lub Stara Poczta, minęliśmy kilka straganów, gdzie można było kupić czerwone owoce baobabu i magnesy na lodówkę. Pozytywnie zaskoczyły nas ceny pamiątek na starym mieście, często czterokrotnie niższe niż w turystycznych sklepo-restauracjach na safari. Sprzedawcy nie byli nachalni i, co ciekawe, potrafili podać ceny produktów w języku polskim.

Mombasa w czasie Ramadanu
Choć trwał Ramadan, a Mombasa jest miastem muzułmańskim, handel toczył się bez żadnych zmian. Jedynie mieszkańcy starego miasta czasem wspominali, że poszczą od świtu do zmierzchu. Ubrani w tradycyjne stroje – kobiety w abajach i mężczyźni w kandurach – zmierzali w kierunku meczetów, z których rozlegały się nawoływania muezzinów. Pozdrawialiśmy się nawzajem słowami Ramadan Mubarak, co oznacza, w wolnym tłumaczeniu, „Szczęśliwego Ramadanu”.
Ramadan to nazwa miesiąca, w którym odbywa się saum, czyli wielki post. Jest to święto ruchome, a w 2026 roku przypadnie na okres od 17 lutego do 26 marca. Ramadan upamiętnia objawienie Koranu prorokowi Mahometowi. Muzułmanie obchodzący Ramadan spożywają dwa posiłki dziennie: przed świtem (Sehar) i po zmroku (Iftar). Często korzystają z aplikacji na smartfony, które wysyłają przypomnienia o dokładnej godzinie posiłku. Te bowiem różnią się o kilka minut dziennie, w zależności od godzin wschodu i zachodu słońca.
Jest to również czas zadumy i modlitwy. Muzułmanie modlą się pięć razy dziennie, na specjalnych dywanach modlitewnych. Te mogą mieścić się w meczecie, hotelu czy miejscu pracy. Na stołach w niektórych pokojach hotelowych narysowana jest strzałka, wskazująca kierunek Mekki. Oczywiście można też skorzystać z aplikacji Google Qibla Finder, która wskaże Ci Mekkę, jeśli udostępnisz swoją lokalizację.
W meczetach, panowie i panie modlą się osobno. Wbrew powszechnym opiniom, osoby innych wyznań są mile widziane w meczetach. Powinny jednak założyć odpowiedni strój (zakryte ramiona i długie spodnie, panie często też zakryte włosy). Należy również zdjąć obuwie; do meczetu wchodzimy na boso lub w skarpetkach.

Fort Jesus
Do Fort Jesus, wpisanego na listę UNESCO głównego zabytku Mombasy, weszliśmy przez grubą bramę zbudowaną z koralu. Na placu centralnym fortu spotkaliśmy grupki Kenijczyków i Kenijek, szukających cienia w 35-stopniowym upale. Fort Jesus zbudowano na planie Jezusa, leżącego na plecach, z głową skierowaną w stronę Oceanu Indyjskiego.
Obejrzeliśmy domy Vasco da Gamy i sułtanów omańskich, armaty oraz mtepe, tradycyjny statek suahilski, zbity za pomocą skórzanych gwoździ. Zatrzymaliśmy się na chwilę przy drewnianych drzwiach, ozdobionych motywami geometrycznymi i roślinnymi. Islam nie pozwala bowiem na przedstawianie wizerunków ludzi ani zwierząt. Największe wrażenie wywarł na nas dawny basen, w którym kąpano niewolników przed wystawieniem ich na sprzedaż.


Mombasa Club
Wychodząc z Fort Jesus, zatrzymaliśmy się na chwilę przy Mombasa Club, który w tym roku obchodzi 125-lecie istnienia. Mombasa Club słynie z dwóch rzeczy. Po pierwsze, zatrzymali się tu były premier Wielkiej Brytanii, Winston Churchill (1907) oraz Elżbieta II (1952), była królowa brytyjska. Po drugie, klub posiada basen, który jako jedyny w Kenii wypełniony jest słoną wodą, pochodzącą z Tudor Creek.
W czasach kolonialnych, nie każdy mógł wejść do Mombasa Club. Noclegu odmawiano wielu ówczesnym celebrytom i VIPom, w tym na przykład Księciu Etiopii. Dodatkowo, kobiety mogły odwiedzać klubowy bar wyłącznie do godziny 19:00. Później dzwonił dzwonek, informujący, że powinny już wyjść. Dziś można wybrać pokoje z widokiem na Fort Jesus lub na ocean. Klub może się także poszczycić jedną z najstarszych bibliotek Kenii.

Meczet Mandhry
Spacerując po starówce Mombasy skierowaliśmy się w stronę meczetu Mandhry. To prawie najstarszy meczet w Mombasie, założony w 1570 roku. Można go rozpoznać po charakterystycznym, zaokrąglonym minarecie.
Uwaga: Meczet Mandhry NIE został nazwany na cześć kenijskiego Roberta Makłowicza, Aliego Mandhry. Ali Mandhry to najbardziej popularny szef kuchni Kenii i celebryta, pojawiający się w wielu kulinarnych programach telewizyjnych Afryki Wschodniej.
Nazwa meczetu nawiązuje do wywodzącego się z Omanu rodu Mandhry. Choć Omańczycy, wyznający ibadytyzm (odłam islamu), nie uznawali minaretów, to omański ród Mandhry należał do szafi’itów, jednego z czterech odłamów sunnizmu. To dzięki nim meczet Mandhry ma minaret.
Naprzeciwko meczetu znajduje się dawna studnia do ablucji przed modlitwą. Niestety, ze względu na niedobór wody, studnia już dawno nie działa. Z kolei sam meczet funkcjonuje do dziś i jest jednym z najlepiej odrestaurowanych budynków starówki Mombasy. Jednym z jego najcenniejszych pamiątek jest spisany ręcznie Koran, przechowywany w szklanej gablocie wbudowanej w ścianę meczetu. Można tu również znaleźć starą Qiblę, czyli ścianę wskazującą kierunek Mekki.
Udało nam się zajrzeć do środka przez okno. Ponieważ był piątek, czyli najważniejszy dzień w tygodniu muzułmanów, w środku modliło się wiele osób. Zauważył nas imam i wyszedł nam na powitanie. Pozdrowiliśmy się słowami „Ramadan Mubarak”, a imam dodatkowo powiedział nam „dzień dobry” po polsku.

Stara Poczta
Przechodząc pustymi uliczkami starego miasta, dotarliśmy do Starej Poczty, wybudowanej w stylu suahili. Domy w tym budownictwie skierowane były na północ, aby chronić je przed słońcem. Głównym materiałem budowlanym był koral i drewno mangrowców. Wejścia do domów w tym stylu chroniły drewniane drzwi, obrysowane płaskorzeźbami zawierającymi inskrypcje z Koranu i motywy geometryczne.

Bazar Mackinnon
Wychodząc ze starego miasta nagle zaroiło się od ludzi. Choć był Ramadan i w dodatku piątek, handel nie ustał tu ani na moment. Wiele osób przyjeżdża do Mombasy z bardzo daleka, przywożąc świeżutkie owoce i warzywa na sprzedaż. Można się tu zaopatrzyć także w przyprawy i orzechy. Wśród straganów, rozłożonych bezpośrednio na ulicy, kursowały tuk tuki, kolorowe minibusy matatu i mototaxi o nazwie boda.

W przeciwieństwie do straganów ulicznych, ponad 100-letni targ Mackinnon jest zadaszony. Jego ściany zdobią kolorowe murale, a światło dzienne wpada przez wielkie okna. Na targu spotkaliśmy przedstawicieli wielu religii, choć większość stanowili muzułmanie. Mieliśmy okazję kupić przyprawy, sprzedawane na wagę wprost z plastikowych wiader. Kolorowe stożki i płynący z nich zapach zostały z nami jeszcze na długo. Tu również można, a nawet należy targować się o ceny.


Na jednej z ulic złapaliśmy tuk tuk i udaliśmy się do jednego z symboli Mombasy: Kłów Słoniowych.

Kły Słoniowe
Rzeźba przerzucona nad główną ulicą Mombasy, Moi Avenue, przypomina kły słonia lub wielkie, beżowe logo McDonald’s. Alumniowe kły powstały z okazji historycznej wizyty w Mombasie byłej królowej Wielkiej Brytanii, Elżbiety II. Historycznej, ponieważ przyjechała do Kenii jako księżniczka, a wyjechała jako królowa.
To właśnie w czasie pierwszego pobytu w Kenii w 1952 roku, Elżbieta II dowiedziała się o śmierci swojego taty, króla Jerzego VI. 25-letnia księżniczka przebywała wówczas w domku na drzewie, należącym do Treetops Hotel w Parku Narodowym Aberdare, na północ od Nairobi. Obserwowała stąd stado słoni, zmierzające do wodopoju. Niestety Treetops Hotel nie przetrwał COVID19 i został zamknięty na stałe w 2021 roku.
Nie była to jedyna wizyta Elżbiety II w Kenii. Odwiedziła bowiem kraj jeszcze trzykrotnie po odzyskaniu niepodległości od Wielkiej Brytanii.

Uhuru Garden
W sąsiedztwie kłów słoni znajduje się ogród Uhuru Garden, który słynie z kolonii nietoperzy. Te niezwykłe zwierzęta są najbardziej aktywne w dzień, w przeciwieństwie do wszystkich innych nietoperzy. Mijając drzewo w całości oblepione przez nietoperze, dotarliśmy do nieczynnej fontanny w kształcie Afryki. – To jest prawdziwy symbol współczesnej Kenii. Budują się nowe drogi, mosty i fontanny. Ale gdy tylko coś się zepsuje, nikt tego nie odnawia. Kiedy przepaliły się latarnie przy nowej drodze łączącej wyspę, na której leży Mombasa, z resztą kontynentu, nikt ich nie naprawił. A ta fontanna w kształcie Afryki mogłaby przyciągać tu wielu turystów – Taką refleksją pożegnała się z nami Betty, z którą zwiedzaliśmy Mombasę.

Akamba
Akamba to nazwa grupy etnicznej zamieszkującej Kenię, Tanzanię i Ugandę. Ale to także nazwa manufaktury wyrobów drewnianych na przedmieściach Mombasy, relatywnie niedaleko lotniska. Już ponad 100 lat temu słynęli z pięknych wyrobów rzemieślniczych, w szczególności stołków na trzech nogach.
Odwiedź manufakturę Akamba w Mombasie:
Przespacerowaliśmy się niespiesznie po wiosce otaczającej olbrzymi sklep z pamiątkami. Każde stanowisko pracy miało przypisany numer, a pracująca w nim osoba zajmowała się konkretnym typem wyrobu. W jednym miejscu panowie rzeźbili nosorożce, w innym żyrafy, a w jeszcze innym słonie. Dzięki tej wizycie mogliśmy zobaczyć jak wyglądają wzory, które później stają się gotowym wyrobem. Wśród drzew rozwieszono sznurki jak do prania, na których suszyły się pomalowane pierwszą warstwą farby znaki z napisem „Hakuna Matata” („Nic się nie martw”).


Wycieczkę zakończyliśmy w sklepie z niezliczoną ilością wyrobów drewnianych. W Akamba znajdziesz wszystko, od ręcznie robionych magnesów w kształcie Masajów, przez rzeźby przedstawiające Wielką Piątkę, po naturalnej wielkości żyrafy. Nie trzeba się tu targować, a za wszystko zapłacisz kartą. Nasze serce skradła drewniana zebra, pracująca przy komputerze ustawionym na stoliku w kształcie Afryki. To najdroższy zakup naszego wyjazdu do Kenii: 6,000 szylingów, czyli 180 zł.

Powrót do Diani Beach

Tymczasem podjechał już nasz transport powrotny do Diani Beach – klimatyzowana Toyota, model jakiego próżno szukać w Europie. Nasz kierowca, Martin, powiedział, że po Mombasie jeżdżą głównie Toyoty, uważane za mniej awaryjne niż zajmujące drugie miejsce pod względem popularności Nissany. Modele Toyoty, jakie widzieliśmy w Mombasie to na przykład Vitz, Harrier, HiAce, Passo, Premio oraz Voxy. Podróż z Akamby do Diani Beach zajęła nam ponad godzinę, trzeba było bowiem przepchać się przez zakorkowane miasto.


Ale sama podróż minęła szybko. Oglądaliśmy przydrożne meczety, wracające ze szkoły dzieciaki w eleganckich mundurkach, stragany z wodą pitną i owocami. Tuż przed Diani Beach minęliśmy sklep meblarski na świeżym powietrzu, sprzedający wyroby z wikliny, oraz stoisko z roślinami ogrodowymi w wielkich donicach. Gdy tylko zobaczyliśmy Carrefour (zobacz wpis: Diani Beach), poczuliśmy się, jakbyśmy wracali do domu.

Podsumowanie
Mombasa zapisała się mocnym akcentem naszej tegorocznej podróży do Kenii. Nie mieliśmy jednak zbyt wiele czasu na kontemplację, bowiem następnego dnia wstaniemy o 5:00 rano i wyruszymy na trzydniowe safari do parków narodowych Tsavo West oraz Amboseli. Będziemy szukali Wielkiej Piątki i odwiedzimy wioskę Masajów z widokiem na Kilimandżaro, najwyższy szczyt Afryki.
Zostańcie z nami! 🙂


14 komentarzy
Kamyczki
Jak kwestia bezpieczeństwa w Mombasie? Rozważamy jednodniowy wypad z Diani, ale na własną rękę. Czytaliśmy, że autobusy z Diani dojeżdżają tylko do promu, a okolice promu są ponoć średnie. Jak uważacie?
Tierra Bonita
Warto przyjechać albo z przewodnikiem lokalnym (np. z GetYourGuide), albo z kierowcą, który zna teren i doradzi, gdzie iść, a gdzie lepiej nie. Przejeżdżaliśmy przez okolice promu Likoni Ferry czterokrotnie w ubiegłym miesiącu. Za każdym razem nie było korka ani tłumu od strony Diani w kierunku Mombasy. Z kolei w przeciwnym kierunku, na powrocie z Mombasy do Diani, okolice były pełne ludzi – sprzedawców, podróżnych i kierowców tuk tuków. Czuliśmy się tam średnio bezpiecznie, a kierowca doradził nam zamknięcie okien i nie robienie zdjęć.
Pingback:
Marta
Super interesujący wpis! Wstyd się się przyznać, ale nie wiedziałam dokładnie, gdzie leży Mombasa. A że na wyspie to już w ogóle! Uliczki faktycznie wyglądają na zaniedbane, ale to chyba też ma swój urok.
Karolina
Czy kobiety muszą zakrywać włosy zwiedzając Mombasę? Czy trzeba mieć zakryte ramiona i kolana?
Tierra Bonita
Hej, nie. Możesz spokojnie zwiedzać w krótkich spodenkach. Wyjątkiem są meczety – aby wejść do meczetu należy mieć długie spodnie lub spódnicę do kostek, zakryte ramiona, a także włosy.
Pingback:
Robbie
Super oddany klimat miasta! Byliśmy na fakultecie z biurem podróży i choć zwiedzaliśmy w tłumie, to uważam, że było warto.
Kasia
Lecimy do Kenii w kwietniu (Diani Beach i ewentualnie jakieś krótkie safari). Przekopaliśmy wiele grup na fejsie i wiele blogów, ale większość osób pisze, że Mombasa to strata czasu. Ale po przeczytaniu tego artykułu uznaliśmy, że jednak chcemy zobaczyć miasto na własne oczy. Nie znamy jednak angielskiego, więc pozostaje wycieczka zorganizowana. Piszesz że w Akamba można płacić kartą. A na targu? Chcielibyśmy spróbować owoców baobabu i na pewno przywieźć kenijską kawę w prezencie.
Tierra Bonita
Mieliśmy podobne wrażenia czytając blogi, że nie warto, że szkoda czasu itp. Nie żałujemy ani minuty spędzonej w Mombasie, dowiedzieliśmy się wielu rzeczy i zobaczyliśmy na własne oczy, jak wygląda i żyje to portowe miasto (a przynajmniej jego część). Nie kupowaliśmy nic na targu, ale wszyscy wokół płacili gotówką, a w niektórych miejscach również M-Pesa, czyli płatność telefonem. Kawę kenijską możecie kupić w Carrefourze w Diani Beach, była znacznie tańsza niż na targu w Mombasie. 🙂
Tomic
Mega ciekawy wpis, taki powiew świeżości w porównaniu do innych blogów z opisem Mombasy. Działa na wyobraźnię. Przeczytałem też kilka innych Twoich wpisów, o Stanach bo tam się wybieramy, i już widzę, że zostanę tu na dłużej.
Tierra Bonita
Dzięki i zapraszam częściej! 🙂
Rafau
To mysi być piękne miejsce, Mombasa! Czytałem o niej w różnych miejscach ale dopiero ten wpis pozwolił mi ją „poczuć”! Teraz chyba pora zobaczyć. Muszę się tam kiedyś wybrać 🙂
Tierra Bonita
Polecam!